My kebab

Myśle że tego kebaba można porównać z czymś co sprzedają w Biedrze, gotowca dla zapchania na szybko.Dobra opcja dla niewymagajacego klienta i dla dzieciaków z babciami.Ogólnie nie poleciłbym nikomu ze znajomych.Szkoda pieniędzy...

Opinia kebaba "Pod Napletkami" Niech ta opinia będzie przestrogą dla wszystkich, którzy planują odwiedzić kebab „Pod Napletkami”. Sama nazwa powinna być ostrzeżeniem, że to miejsce to nie restauracja, a gastronomiczna wersja piekła na ziemi. Zamówiłem klasycznego kebsa z sosem mieszanym – wiecie, odrobina ostrości, odrobina delikatności, idealna harmonia. A co dostałem? Sos ostry razy 99. To nie był sos, to była czysta esencja rozgrzanego żelaza w płynie, która spaliła mi kubki smakowe, duszę i kawałek zdrowego rozsądku. 💀 Na popitkę liczyłem na coś konkretnego, coś, co złagodzi to ostre piekło. Wziąłem więc to, co mi polecili – zamiast upragnionego Red Bulla dostałem Pedalson Colę. Serio, Pedalson Colę. Jej smak przypominał rozpuszczone landrynki w kałuży po deszczu. Zero mocy, zero ukojenia – za to cała butelka pełna frustracji i wstydu. Wtedy myślałem, że już gorzej być nie może. Ale się myliłem. Prawdziwy koszmar zaczął się po godzinie, gdy moje wnętrzności zaczęły tańczyć jak na rave'ie w najgłębszym piekle. Znalazłem się w łazience – a tam rozpoczęło się moje legendarne spotkanie z Panem Kupsztalsonem. Łazienka wyglądała jak pole bitwy: ja, spływający potem, skulony na porcelanowym tronie, walczący o życie. Było tak źle, że nawet z mojego tyłka poleciała krew – serio, przez chwilę myślałem, że dzwonię po GOPR, bo już w tych „Napletkach” zgubiłem resztki zdrowia. A Pan Kupsztalson, patrząc na mnie z pobladłą twarzą, powiedział: „Stary, nigdy więcej. Nawet ja mam swoje granice.” Jakby tego było mało, spotkałem Abrę. Tak, tego Abrę. Facet siedział obok w łazience, też walcząc z piekielnym sosem. Jego słowa były krótkie i pełne bólu: „Nie wiem, co mnie podkusiło, ale chyba właśnie zjadłem bilet w jedną stronę na dno piekła.” Prawdziwe braterstwo cierpienia, choć żaden z nas nie miał siły się ruszyć. W tym samym czasie Płonka siedział przy stoliku w głównej sali, kompletnie nieświadomy naszego bólu, wpierniczając epickie donaty z takim entuzjazmem, że aż mu się uszy trzęsły. Wyglądał, jakby wygrał życie, podczas gdy my traciliśmy jego resztki. Podsumowując: 1/10. Jedyny punkt za to, że przeżyłem. Jak ktoś jeszcze raz zaproponuje mi kebab „Pod Napletkami”, odpowiem: „Chyba tylko jak GOPR będzie w gotowości, a sos mieszany okaże się faktycznie mieszany, a nie podpisanym paktem z diabłem.” Nigdy więcej. 😭

Dzisiaj stwierdziłem że w Jaśle niema dobrego kebaba kebab duży wygladał jak tost spieczony, cieńki jak naleśnik w środku sama papka sosy gotowce ostatni mój kebab w tym miejscu.Kebab w picie powinien raczej być na całej długości równej wielkości wyglądał jak trójkąt nie polecam

Myślę, że restauracja jest bardzo dobra i oferuje pyszny i niedrogi fast food. Trafna/Adekwatna ocena. Polecam m. in. kebaby.

Najlepszy kebab w jaśle. Sosiwo ostre ale jakie dobre . Polecam

„Średni Kebab w picie” i szczerze mówiąc nie zasmakował mi. Wydaje mi się, że to wina surówek - mają dość słodki smak. Być może mięso jest dość dobre, ale prawie go nie czuć. Jedząc mam wrażenie jakbym jadła po prostu pitę z surówkami. Powinno być mniej surówek, więcej mięsa. I również troszkę pita wysuszona, ale to jeszcze nie jest wielki problem.

Zajebisty kebab zawsze chodzę fajnie smakuje nie ma co narzekać 💪🏻

Jedzenie moim zdaniem bardzo dobre, i o niebo lepsze niż np. w Katowicach... Personel: pracują tam panowie, dość mili panowie, ale przydała by się jakaś ciekawa pani. Kobieta która by tam pracowała musi koniecznie zmienić " wystrój " tego miejsca bo jest dość ubogie i nie zachęca do siedzenia tam i zjeść... Ogólnie czysto, mięsa i innych dodatków nie żałują więc polecam. Osobom które myślą, że zjedzą tam fit/ super zdrowo nie zachęcam...

Bardzo gorąco polecam smaczne jedzenie i miła obsługa

czułem się jakbym jadł kanapkę z mielonkom. lepsze kanapki ojciec robił z solom i masłem. sos bardzo majonezowy na + surówki było ich tyle co kotek napłakał. napewno nie odwiedzę go drugi raz.